Wiele słów wypowiedziano na temat kaukaskich koni, w internecie można znaleźć sporo sprzecznych opinii. Z jednej strony – konie idealne, bez skazy, bez wad – superhero końskiego świata. Z drugiej zaś fala hejtu – szalone, nie do zatrzymania, nieposłuszne, brzydkie (wady postawy), prymitywne itd. Nawet nie próbuję wbić się w dyskusję, wiele z tych opinii wypowiadanych jest po jednym kontakcie z tymi końmi lub dotyczy tylko jednego egzemplarza, więc trudno mówić o kwestiach racji (lub braku)… Postaram się tutaj opisać troszkę moich prywatnych przemyśleń w oparciu o lekturę źródeł historycznych, obserwacje i opinie hodowców z Kaukazu, a przede wszystkim własne doświadczenia z końmi kabardyńskimi, gruzińskimi i azerbejdzańskimi.
Zawsze ceniono je za wytrzymałość, siłę, stabilny, miękki chód, żelazne zdrowie oraz odporność na trudne warunki bytowe. Bywały czasy w historii Rosji, gdy konie kaukaskie stanowiły podstawę wyposażenia pułków lekkiej kawalerii. Niektórzy dowódcy czasem wpadali na idiotyczny pomysł, żeby zastąpić je rasami bardziej cywilizowanymi (np. Wielki Książę Konstanty po wojnach napoleońskich – bo mu się te konie nie podobały, niewysokie, zbyt dzikie, mało krągłe i na maneżu źle się prezentowały – nie umiały paradować w przesadnie zebranym galopie…), ale zazwyczaj po pierwszych poważniejszych działaniach wojennych oddawano im z powrotem należne miejsce w armii (kawalerzyści z wypraw wracali z siodłami w rękach albo nawet bez siodeł.
Wychuchane w stajniach „duże” konie po prostu nie wytrzymywały trudów wojaczki i masowo padały…).
W czym tkwi fenomen kaukaskich koni? Myślę, ze to kilka aspektów dopełniających się wzajemnie, mających na uwadze tylko jeden cel – stworzenie zwierzęcia doskonałego pod względem użytkowym:
- hodowla (baza (rasy pierwotne) + dolewy (rasy szlachetne) = radosny, zdrowy kundel) – taki sposób prowadzenia „hodowli” jest sprzeczny z zasadami hodowli w cywilizowanym świecie, z księgami stadnymi, czystością rasy i wszystkimi procedurami wokół tematu. Natomiast zbawienny jest ciągły napływ świeżej krwi, czyli zróżnicowanie genetyczne. Wygląda to w pewnym uproszczeniu tak: 1) ktoś ma tabun klaczy i ogiera , 2) po kilku latach uznaje, ze trzeba dolać świeżej krwi, bo jeden ogier ma już za dużo przychówku, 3) spotyka kumpla który ma fajnego ogiera i po kilku „głębszych” (łykach lub wdechach…) dogadują się, że wymienią ogiery na jakiś czas (rok, dwa, trzy..), 4) po kilku latach sytuacja się powtarza, z innym kumplem i innym ogierem…
Czasem tylko się użycza ogiera na krycie i z powrotem odpuszcza klacz do tabunu, żeby urodziła. A czasem jakiś półdziki ogier-partyzant przyhaczy kobyłki u wodopoju pod nieobecność opiekuna i zrobi swoje – ot, jak w życiu… Krew krąży, geny się wymieniają. Dawniej dodatkowo dochodziły jeszcze wymiany koni pochodzących ze zdobyczy wojennych, kradzieży i podarunków – stąd ogromna różnorodność typów.
Bywa i tak, że pewne gatunki lub typy koni są szczególnie cenione przez górali – dla dzielności, temperamentu, miękkiego chodu, piękna etc… Na przykład szczególnie cenione w górach inochodźce. Mężczyźni toczą długie rozmowy przy wieczornych ogniskach, wymieniają się informacjami, snuja plany. I nagle któryś z pasterzy wpada na pomysł – jasne, znam człowieka który zna kogoś, (…) kto zna kogoś kto szmugluje inochodźce z Azerbejdżanu do Gruzji – wystarczy zadzwonić, dogadać szczegóły, poczekać ile trzeba (tydzień, miesiąc, rok…) i sprawa załatwiona – będzie nowy dobry ogier, może trafi się nawet karabachski…? - chów – surowe warunki, życie w tabunach na wysokogórskich pastwiskach, bez stajni, koksowania superpaszami w granulatach, owijaczy, bez derek, nauszników, bez strzyżenia, golenia i kąpania w szamponach, malowania kopyt i innych dupereli na których skupiają się europejscy hodowcy.
Ciągły ruch w poszukiwaniu różnorodnej paszy, wysoka tolerancja na zmienne warunki pogodowe oraz na zmienną ilość pokarmu (rozpiętość od „prawie nic” do „bujnych pastwisk z trawami powyżej kolan”) poskutkowały na przestrzeni setek lat wykształceniem typu konia wytrzymałego, zdrowego, zahartowanego, o żelaznym układzie pokarmowym, doskonale wykorzystującego paszę, nie wymagającego nawet w czasie ciężkiej pracy owsa ani innych dopalaczy. Pasterze dostarczają im tylko sól, która rozsypują zawsze w jednym miejscu, na kamieniach – w ten sposób konie uzupełniają mikroelementy, a ludzie wiedzą gdzie mogą spotkać tabun … - użytkowanie – Kaukaz to wysokie trudne góry. Ludzie, którzy tam mieszkają, mają trudne życie. Zwierzęta, które tam mieszkają, też mają trudne życie. Dokładnie tak jak ludzie, którzy od koni nie wymagają więcej niż od siebie. Dla przeciętnego mieszkańca Europy kaukaskie konie mają przerypane jak w „ruskim czołgu” . Jak to wpłynęło na ich zdrowie fizyczne i psychiczne? Przede wszystkim bardzo je wzmocniło, uodporniło na kontuzje, na absolutny brak regularności (w europejskiej stajni karmienie jest o stałych ustalonych godzinach, spróbuj się spóźnić kwadransik z porannym owsem, całe towarzystwo łyka, tka i stepuje w panice…). Konie użytkowane są także bardzo nieregularnie, nierówno – czasem przez tydzień wałęsają się po okolicy, a następnie są siodłane i pokonują trasę 50-60 km po górach, głównie kłusem lub inochodem, bo właściciel się spieszy. Wydają się być odporne na taki sposób użytkowania. Nie oceniam tego – czy jest dobre, czy złe – stwierdzam jedynie fakt.
Inną kwestią jest podejście koni – według mnie często przesadnie ostre. Kultura Kaukazu to przede wszystkim kultura mężczyzn – twardych, wojowniczych, prawdziwych „macho”. Nie ma tam wiele miejsca na czułość i tkliwość – szczególnie w obecności innych mężczyzn. W Europie nie jesteśmy do tego przyzwyczajenia (a raczej jakiś czas temu od tego odeszliśmy). Łapanie i zajeżdżanie młodych odbywa się maksymalnie skutecznie (czyli jak najszybciej). Niektórym koniom trudno się z takimi metodami pogodzić i często głęboki uraz do człowieka kryją w sobie przez wiele lat lub do końca życia. Miałem okazję pracować z klaczami przywiezionymi bezpośrednio z Kaukazu, które na widok człowieka odsuwały się na około 10 metrów i trzymały dystans (to jest mniej więcej zasięg rzuconego arkanu – lassa). Dobrze pamiętały moment wyławiania z tabunu, znakowania i transportu. Oswojenie ich zajmowało mi sporo czasu (najpierw trzeba było wykombinować jak się w ogóle do nich zbliżyć na otwartej przestrzeni, a jeśli nie miały kantara – to dopiero była jazda…), na szczęście do takich rzeczy podchodzę spokojnie i nie spieszę się. Wiele rzeczy z pewnością dałoby się zrobić szybciej (nie jestem mistrzem w zaklinaniu koni) ale czas nie miał dla mnie aż takiego znaczenia – bardziej cieszyło mnie, że robię to po swojemu i osiągam efekt. Po siedmiu latach pracy z kabardyńcami mogę powiedzieć, że są bardzo wrażliwe. Zdobycie zaufania „chwilkę” trwa (piszę o przypadkach „uprzedzonych” do człowieka), ale spokój i łagodność + żelazna konsekwencja i stanowczość dają fantastyczne wyniki.Kaukaskie konie przyzwyczajone są do ciężkiej pracy – często wożą na grzbiecie nie tylko człowieka, ale także jego bagaże. Wśród pasterzy pokutuje opinia, że masa bagażu może być większa nawet od 120 kilogramów. Dla mnie to jest gruba przesada, ale te konie czasami muszą nosić ogromne ciężary. Najgorszy jest chyba moment transportu serów z wysokogórskich szałasów – duże kręgi dojrzewającego mocno solonego sera pakowane w worki lądują na siodle mocowane do łęków po obu stronach konia. Zejście z takim ciężarem po kamienistych wąskich ścieżkach to nie lada wyczyn – ale te dzielne zwierzaki dają radę i spokojnie pokonują częstokroć wielokilometrowe dystanse bez odpoczynku. Mają siłę i żelazna kondyccję.
Na Kaukazie mężczyźni uwielbiają popisywać się między sobą, dzikimi galopami miejsca, nerwowym „tańczeniem” koni (jakaś forma absurdalnego galopu prawie w miejscu z nienaturalnym wygięciem kłody) albo stawaniem dęba bez przerwy, bez odpoczynku. Tego bardzo nie lubię, zawsze staram się nie zwracać uwagi, jeśli ktoś robi przy mnie coś takiego, liczę na to że przez mój brak zainteresowania szybciej skończy te wygłupy. Żal mi wtedy tych koni – mądrych, wrażliwych, cierpliwych – spokojnie znoszących te wszystkie idiotyczne popisy. Może dlatego większość z nich ma taka żelazną psychikę? Natomiast te nieliczne, które nie radzą sobie ze stresem są zazwyczaj końmi bardzo trudnymi – zawsze walczą, do końca, nie poddadzą się człowiekowi…
(w wolnych chwilach będę kontynuował, proszę o cierpliwość… 🙂 )