Spotkanie z Gruzją to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ledwie przekroczyliśmy granicę w Sarp wpadliśmy w ten gigantyczny bałagan – odrapane rudery, ludzie snujący się bez celu to tu, to tam, kompletny chaos na drogach.
Wtedy jeszcze nie podobało mi się – myślałem, że wskoczyliśmy do Gruzji pierwszy i ostatni raz, że następnego roku pojedziemy gdzieś indziej. Nie wiedziałem jak bardzo się mylę, wystarczyło zobaczyć Kaukaz i wszystko się zmieniło. Kompletne zauroczenie – niebotyczne szczyty, głębokie doliny, przestrzeń, ludzie… W Gruzji pierwszy raz w życiu zasmakowałem w prawdziwych konnych wędrówkach po wysokich górach. Nigdy wcześniej nie miałem okazji – wprawdzie podróżując przez Karakorum, Tien-Szan czy Tybet widziałem pasterzy którzy używali koni doglądając stad lub transportując dobytek, nawet czasem wskakiwałem na chwilę w siodło, ale to się nie liczy. To nie była prawdziwa wędrówka – co najwyżej spacerek. Ja potrzebowałem czegoś innego – kilka dni jazdy po pustkowiach, noclegi w namiocie lub pod gwiazdami, przewodnik (lub tylko mapa) – stara szkoła, jak za dawnych lat w pamiętnikach podróżników z XIX i początku XX wieku. W Europie takich przygód już się nie doświadczy, cywilizacja… Spośród różnych górskich regionów które odwiedziłem w Gruzji najbardziej podoba mi się Chewsuretia, położona około 150 km na północny wschód od Tbilisi, przy granicy z Czeczenią i Inguszetią. Od wschodu sąsiaduje z Tuszetią, od południa z Pszawią, a na zachodzie dochodzi prawie do Gruzińskiej Drogi Wojennej i Kazbeku. Zajmuje kilka głębokich dolin po obu stronach głównej grani Kaukazu. Tylko jedna droga prowadzi do serca Chewsuretii – głównej wsi – Shatili. Jest bardzo trudna i większą część roku (od listopada do czerwca) zasypana przez śnieg, przebiega przez wysoką przełęcz na głównej grani Kaukazu (Datvisjvari 2670 m n.p.m.). Nieliczni mieszkańcy zostają w górach na zimę – pozostali przenoszą się na niziny, gdyż utracili swoją samowystarczalność i nie są w stanie przetrwać w surowych warunkach i odosobnieniu. Do wielu wiosek i osad dostać się można tylko pieszo lub konno. W takich warunkach wykształciła się niezwykła kultura chewsurów – ludzi wolnych, wojowników, którzy nie uznawali nad sobą niczyjej władzy oprócz króla Kachetii. Żyli w niedostępnych górach pracując w polu, polując i wypasając owce i krowy na wysokich halach. Na wezwanie swego władcy schodzili z gór, szybko rozprawiali się z wrogiem i wracali do swojej twierdzy-ojczyzny. Chewsuretia nigdy nie została podbita – mieszkańcy ufortyfikowali doliny i strome zbocza chroniąc się w wieżach kamiennych tworzących nieraz całe kompleksy obronne (np. Shatili, Mutso, Ardoti). Nawet wojska chanów mongolskich, Timura Krwawego, perskich szachów czy Szamila nie były w stanie pokonać tego walecznego ludu. Koń towarzyszył Chewsurom na co dzień – zarówno w ciężkiej pracy, podróżach, polowaniach i wojennych wyprawach. Zgodnie z wierzeniami koń przenosił także duszę zmarłego na tamten świat – odzwierciedlają to w obrzędy pośmiertne, tzw. „koń duszy” i ceremonialne wyścigi konne ku czci zmarłego w dniu pogrzebu i w pierwszą rocznicę. Te zwyczaje można spotkać jeszcze w górach do dzisiejszego dnia. Niestety zanikła umiejętność wyrobu i zdobienia siodeł i uprzęży – kiedyś doskonałej jakości rzędy nabijane srebrem były ozdobą i chlubą każdego wojownika.
Pierwszy raz do Chewsuretii trafiłem w 2010 roku – samochodem terenowym wraz z żoną i maleńkimi dziećmi. Wpadłem i wypadłem, ot tak na jeden dzień. Bardzo mi się podobało, ale spieszyłem się zobaczyć inne części Gruzji i postanowiłem, że kiedyś pewnie tu wrócę. Faktycznie wróciłem po dwóch latach, kiedy postanowiłem zorganizować tu rajdy konne. Poznałem Dawida Czinczarauli, który mieszka w Shatili, ma kilkanaście koni i chciał ze mną współpracować. I tak zaczęła się historia mojej dojrzałej miłości – do stromych wąskich wąwozów, zatartych pasterskich ścieżek, skalistych grani i wiecznego śniegu na niebotycznych szczytach. W pierwszą konną wędrówkę wyruszyliśmy jeszcze tego samego roku, w połowie października. W górach to już schyłek sezonu, lada chwila spadnie śnieg i zasypie przełęcze. W ciągu dnia było słonecznie i ciepło, ale po zachodzie słońca nadchodził chłód i ustępował dopiero wraz z nadejściem słońca. Na szczęście nie padał deszcz i cała podróż udała się znakomicie. Od tego czasu wracam tam co roku, kilka razy od lipca do października. Nie będę opisywał poszczególnych rajdów – każdy był inny, testowaliśmy różne warianty tras w zależności od oczekiwań i możliwości uczestników. Myślę, że załączone do tekstu fotografie działają na wyobraźnię lepiej niż tysiące słów. Jedno natomiast łączyło każdy z tych wyjazdów – wszyscy uczestnicy byli szczęśliwi i zadowoleni, nikt nie skarżył się na nudę i nie żałował przyjazdu do Chewsuretii…
Kilka praktycznych rad dla osób chcących odbyć konną wędrówkę po Chewsuretii
- Szlaki turystyczne w Chewsuretii i dobór tras – Turystyka w Chewsuretii, tak jak na całym Kaukazie, odbywa się w oparciu o drogi i ścieżki od lat używane przez mieszkańców i pasterzy. Ze względu na spadek zaludnienia niektórych rejonów część ścieżek jest słabo widoczna w terenie, zatarta i zarośnięta co znacznie utrudnia, a wręcz uniemożliwia wędrówkę. W obecnej chwili na dużym obszarze Chewsuretii wyznakowano szlaki turystyczne zgodne z polskim standardami (dzięki programowi Polska Pomoc i współpracy z COTG PTTK w Krakowie), aczkolwiek w wielu miejscach konieczne jest uzupełnienie oznakowania. W planach jest dalsze znakowanie szlaków przez stronę gruzińską, jednakże w moim prywatnym odczuciu (znając ich „lekkie” podejście do spraw ważnych) jest to jedynie pobożne życzenie. Trasy konnych wędrówek powinny być dobrane do oczekiwań i możliwości uczestników. Dla osób z dobrą kondycją i doświadczeniem górskim można planować bardzo ciekawe „marszruty” z przejściem przez najwyższe przełęcze włącznie (Atsunta , Chaukhi, Arkhotistavi). Dla osób, które zaczynają dopiero przygodę z wysokimi górami, zalecam łatwiejsze opcje – częściowo drogami używanymi na co dzień (tak na rozgrzewkę), a częściowo ścieżkami pasterskimi – jak na początek ten wariant dostarcza wystarczająco dużo emocji. Ważne! Przed wyruszeniem w drogę należy upewnić się czy dana trasa jest przejezdna – często po zimie następują osunięcia ziemi i ścieżki które przez lata funkcjonowały znikają bez możliwości obejścia.
- Podobieństwa i różnice między górskimi rajdami w Polsce i Chewsuretii – Szczerze mówiąc ja widzę tylko różnice – w Polsce nie ma gór dostępnych do jazdy konnej, które można by porównać z Kaukazem (w Tatrach konno można co najwyżej podjechać wasągiem do Morskiego Oka). Znaczne różnice wysokości, przełęcze na poziomie około 3000 m n.p.m., trudne skaliste ścieżki nad przepaściami i znikome zaludnienie – po prostu bardzo wymagająca przygoda. Nie ma schronisk i w razie długotrwałego załamania pogody trzeba kontynuować wędrówkę niezależnie od warunków. Dla Chewsurów jest to normalna sprawa. Dodatkowo przy ambitniejszych trasach kilkudniowe przejazdy przez tereny, w które dotrzeć można jedynie piechotą lub helikopterem dopełniają listę różnic – jest naprawdę dziko i pięknie.
- Warunki pogodowe, czyli kiedy najlepiej przyjechać – Do Shatili można bezpiecznie przyjechać między pierwszą połową czerwca i drugą połową października. Dokładne terminy zależą od warunków pogodowych i ilości śniegu na przełęczach. Dla rajdów konnych optymalnym terminem jest lipiec, sierpień i wrzesień. W lipcu i sierpniu jest bardzo ciepło, czasami upalnie – ale w wyższych partiach gór zdarzają się chłodniejsze dni. We wrześniu słońce operuje jeszcze w miarę mocno ale noce są chłodne i koniecznie trzeba mieć ze sobą ciepły śpiwór.
- Wymagania w zakresie umiejętności – Bardzo trudna sprawa – idealnym uczestnikiem jest osoba dobrze jeżdżąca konno, sprawna i doświadczona w wysokogórskich trekkingach – po prostu superman. Ale jak to w życiu bywa, takich osób jest niewiele, natomiast na pewno przewinęło się przez moje rajdy sporo osób początkujących (włącznie z siedzącymi w siodle drugi, trzeci raz w życiu) a także dzieci. Brak umiejętności jeździeckich moim zdaniem nie wyklucza z uczestnictwa w konnej wyprawie. O wiele ważniejsze są predyspozycje psychiczne i fizyczne człowieka oraz dobre, spokojne konie. Podstawowym tempem którym poruszamy się w wysokich górach jest stęp, rzadziej kłus. Galop występuje sporadycznie, tylko w bezpiecznym, sprawdzonym terenie. Dlatego taki rajd może być dla początkującego dobrym wstępem do dalszej edukacji jeździeckiej. Z drugiej zaś strony konie kaukaskie są posłuszne, ale wymagają silniejszej osobowości – jeśli człowiek nie jest w stanie nad nimi dominować – przejmują inicjatywę. Uważam, że najlepiej do wyprawy na Kaukaz odpowiednio przygotować się w przed wyjazdem biorąc lekcje jazdy terenowej, uczestnicząc w rajdzie, obsługując konie etc. Im więcej takich doświadczeń tym lepiej.
- Konie kaukaskie – Temat rzeka – wiele można by o nich pisać, a i tak nie opisałoby się ich wszystkich zalet. Dlatego warto wspomnieć o jednej, podstawowej – doskonale radzą sobie w trudnych warunkach. Są odporne na zmiany pogody, niedostatek paszy, ciężką pracę, kamieniste ścieżki i jeźdźców bez wyobraźni. W miejscach szczególnie niebezpiecznych, nad przepaściami, czy przy przeprawie przez rwące górskie potoki nie należy im przeszkadzać – same radzą sobie doskonale, można im w pełni zaufać. Wędrując po Chewsuretii bagaż zawsze wozimy ze sobą – każdy koń wyposażony jest w sakwy, dodatkowo sprzęt biwakowy zapakować można na jucznego konia. Jest możliwe zaplanowanie przejazdu tak, aby noclegi wypadły w miejscach dostępnych dla samochodu, ale to w znacznym stopniu ogranicza możliwości zróżnicowania trasy (jedna droga dla samochodów!).
- Przewodnicy lokalni – Kolejny temat rzeka – mam w tej kwestii swoje zdanie – zbliżone do opinii wyrażonych przez Tony’ego Andersona w książce „Proch i chleb” – zalecam wszystkim lekturę przed wyjazdem do Gruzji! Generalnie uważam, że jeśli ktoś jest pierwszy raz w Gruzji i nie ma doświadczenia w podróżowaniu powinien raczej wziąć udział w wyprawie w której uczestniczy jakiś przewodnik w typie europejskim. Chewsurscy, lub tuszyńscy pasterze, którzy wynajmują się jako przewodnicy często mówią tylko w języku gruzińskim i ewentualnie łamanym rosyjskim – co może dostarczyć wielu emocji w czasie podróżowania. Dodatkowo dochodzi kwestia innego podejścia do czasu i punktualności – w Gruzji czas jest czymś nieuchwytnym, płynnym – tutaj ludzie raczej się nie spieszą. Dla wielu znerwicowanych Europejczyków, którzy przyjechali na wakacje i nie chcą zmarnować ani minuty cennego urlopu to bywa bardzo frustrujące. Warto skorzystać z usług jakiegoś pewnego organizatora.
- Ekwipunek – Jak najmniej bagażu! W czasie kilkudniowej wędrówki i tak nie będziemy używali wielu rzeczy. Część rzeczy wozimy w sakwach przy swoich siodłach, a resztę wiezie koń juczny. Podstawowe wyposażenie indywidualne: lekkie buty trekkingowe, wytrzymałe spodnie, komplet ubioru przeciwdeszczowego, kask jeździecki (lub kapelusz), latarka, nóż, menażka, kubek, sztućce, ubranie wg pory roku, namiot, karimata i śpiwór, podręczna apteczka, kompas i mapa (jeśli umiemy się nimi posługiwać) – czyli w zasadzie to, co bierze się idąc w góry.
Artykuł został opublikowany w miesięczniku „Koń Polski” (1/2016)