Projekt „Cztery Pory Roku w Siodle” trudno opisać jednym zdaniem – jest to po prostu swobodna opowieść o narodzinach i realizacji marzenia, które pojawiło się w dzieciństwie, przetrwało w uśpieniu przez kilkanaście lat i nagle eksplodowało. Konie i podróże intrygowały mnie od zawsze. Niestety przez wiele lat nie miałem możliwości realizowania mojej pasji – do czasu, do dnia kiedy porzuciłem wygodną pozorną stabilizację i zacząłem spełniać własne pomysły. Wędruję z końmi po Polsce, Europie, Azji, niezależnie od pory roku i pogody. Wędruję sam, z Rodziną, z Przyjaciółmi i grupami Przypadkowych Ludzi (którzy często staja się Moimi Przyjaciółmi). Jura, Pustynia Błędowska, Karpaty, Gruzja, Azerbejdżan, Iran, Azja Centralna itd… Kolejne destynacje w planach – spokojnie, wystarczy do późnej starości…
Chętnie opowiem o moich podróżach, przygodach, doświadczeniach, odwiedzonych krajach, spotkanych ludziach i o planach na przyszłość – serdecznie zapraszam 🙂

dsc_0164

I tyle z zapowiedzi do prasy… Słowo wyjaśnienia –  w tym roku postanowiłem przedstawić mój autorski projekt („projekt” – takie modne słowo, nie?) „CZTERY PORY ROKU w SIODLE” szerszemu gronu odbiorców – nie tylko żonie, dzieciom i najbliższym znajomym – za miesiąc ruszam w Polskę z prezentacją, zdjęciami z moich podróży, opowieściami o moich planach i tak dalej.
20150605_122945

Na początek coś łatwego, znaczenie tytułu – cztery pory roku w siodle – hmm, co autor miał na myśli?
Dwie sprawy: przede wszystkim chciałem zaznaczyć, że jeżdżę cały rok, na okrągło, bez względu na pogodę, że dla mnie nie ma czegoś takiego jak „zakończenie sezonu” i „rozpoczęcie sezonu”. Wiadomo, fajnie jeździ się jak świeci słonko, ptaszki ćwierkają, muchy jeszcze śpią a nas nie boli dupsko od siedzenia w siodle. Ale tak bywa niestety rzadko. Czasem trzeba się pomęczyć, nie ma lekko… Ale najważniejsze jest to, aby w tym wysiłku odnaleźć radość nie tylko z jazdy i obcowania z koniem, ale (być może przede wszystkim) frajdę z przełamania własnej pozornej słabości i delikatności. O wrażeniach estetycznych, obserwacji przyrody i krajobrazu w różnych warunkach już nawet nie wspominam, to jest oczywiste.
p1060033
I druga sprawa – jeśli nie odpowiada komuś pogoda w Polsce o jakiejś porze roku (bo za zimno, bo za gorąco, bo sam nie wiem jak…) możemy wybrać inny kierunek i pojechać na rajd konny w miejsce, które ma akurat bardziej sprzyjającą aurę. Zimą, zamiast klepać dupsko w kółko na hali i narzekać, że na polu (polu!) gruda, albo błoto, albo śnieg, albo nie ma śniegu etc…  można pojechać na drugą półkulę – tam akurat wtedy jest lato – i doładować swój akumulator pozytywna energią. Czasem wystarczy wybrać się tylko trochę dalej na południe i już jest dużo lepiej. Oczywiście trzeba na to pieniądze – już słyszę oburzone głosy krytyki, że kogo na to stać, skąd wziąć tyle kasy i w ogóle jak takie głupoty można pisać. Ano można, ja się nie przejmuję – wychodzę z prostego założenia – jeśli człowiek czegoś naprawdę chce, potrafi znaleźć sposób żeby zamierzony cel osiągnąć. A jeśli nie chce – może jeździć w śniegu, deszczu, chłodzie etc, w czym problem ? Ja tak jeżdżę i mam się dobrze …
dsc_0053

Tak czy owak, jeździć można konno przez cały rok, w różnych miejscach i na różnych koniach – ta idea przyświecała mi od lat i staram się ją realizować. A kiedy ubrałem to w słowa? Kiedy narodził się tytuł projektu? Dokładnie rok temu, latem  – też siedziałem w Tbilisi i czekałem na kolejny rajd w Chewsuretii. W mieście dramatyczny upał, asfalt roztapiał się i kleił do sandałów, w zaułkach starego miasta powietrze stało jak w piekarniku bez termoobiegu, a dziewczyny prześcigały się w zakładaniu coraz to bardziej kusych ciuchów (to było najbardziej uciążliwe, dodatkowo powodowało duszności i skoki ciśnienia ).  Nudziłem się i myślałem nad jakimś urozmaiceniem monotonnego oczekiwania w mieście którego jeszcze wtedy nie polubiłem. Takie chwile spokoju są bardzo potrzebne, wtedy można dogrzebać się do pokładów starych, uśpionych pomysłów, i spokojnie, krok po kroku wcielać je w życie. Albo niespokojnie, szybko – jak kto woli. To był moment, tytuł projektu pojawił się błyskawicznie – i chociaż później kombinowałem na różne sposoby jak go udoskonalić, zmienić albo spieprzyć – zatoczyłem krąg,  wróciłem do pierwszej myśli. I tak już zostało.

dsc_0346
Zaczęło się – od razu dwoma pomysłami na wyprawy: jesienny wypad na pustynię wokół Yazd w Iranie (nie doszedł niestety do skutku, brakło jednej osoby do minimalnego składu) i jesienny przegon koni z Chewsuretii do Waszlowani (Gruzja). Ta druga wyprawa udała się znakomicie, chociaż nie przeprowadziłem wszystkich zamierzonych etapów –  musieliśmy odpuścić dwa odcinki górskie, bo nie udało się znaleźć wystarczającej ilości chętnych. Przepędzaliśmy 12 koni, a to już spory tabunik do ogarnięcia, dwa dodatkowe tygodnie włóczenia się po górach to nie „w kij dmuchał”. Ale zważywszy na fakt, że pomysł na poszczególne etapy ogłosiłem miesiąc przed realizacją i udało mi się skompletować większa część składów, to już można zaliczyć do organizacyjnego mistrzostwa świata (albo cudu…)

dsc_0183
Konie przezimowały w Waszlowani a wiosną, w kwietniu, mieliśmy  dwa bardzo fajne rajdy po gruzińsko-azerbejdżańskim pograniczu. W maju przegoniliśmy konie do Chewsuretii z powrotem, sprawnie, szybko, bo czas uciekał. Trzeba się było przygotowywać do kolejnych letnich wypraw.

 

 

Poznaliście już początki projektu, znaczenie tytułu, powiedziałem o kilku wyprawach – inne szczegółowo opiszę jak będę miał jeszcze więcej czasu – a póki co proszę sobie rzucić okiem na kilka zdjęć, może to zachęci Was do wędrowania przez okrągły rok!