Książki były moimi przyjaciółmi od zawsze. Czytałem na przerwach w szkole, w czasie jedzenia w domu, przed snem, zamiast snu, zaraz po przebudzeniu… W autobusie, tramwaju, nawet idąc przez miasto… Na wagarach (zdarzało mi się iść na wagary, żeby doczytać jakiś ciekawszy rozdział)… W podróży… I najbardziej lubię te analogowe, niewygodne, duże, papierowe, szeleszczące, pachnące farba drukarską i kurzem… Nie potrafię przestawić się na e-booki, jeszcze nie, ale mogę kiedyś dorosnę do tego.
Teraz zdarza mi się nie czytać przez dłuższy czas, w kilkumiesięcznej podróży trudno jest mieć zapas książek – zajmują sporo miejsca w bagażu. Często słucham dobrych interpretacji jadąc samochodem (uwielbiam!) albo w samolocie, autobusie czy innym środku przemieszczania się z miejsca na miejsce. Ale to nie to samo, brakuje mi książek. Do książki trzeba mieć świeżą głowę, umieć się oderwać od rzeczywistości, nie myśleć o otaczających nas głupotach. A w tym całym zabieganiu coraz trudniej o chwilę spokojnego oddechu…
Ale dosyć tego starczego pierdzielenia, do rzeczy. Poniżej będę wrzucał tytuły książek które lubię, głównie podróżniczych, takich które wywarły wielkie lub niewielkie znaczenie znaczenie na moje życie. Może znajdę chwilkę czasu żeby wrzucić zdjęcie okładki i jakiś krótki opis (ale nie obiecuję…) – zobaczymy. Generalnie te książki to moja biblia, moje lektury obowiązkowe, które każdy powinien przeczytać przed wyprawą, zarówno w Znane jaki i w nie-Znane …